Pierwsze wrażenie: maska Kallos Frutta
Ostatnio długo rozmyślałam nad kupnem maski, nie chciałam żadnej z proteinami mlecznymi, chciałam jakąś prostą, w małym opakowaniu, nie drogą. Mój wybór padł na Kallos Frutta.:
Właśnie dzisiaj ją pierwszy raz zastosowałam:
* Tak moje włosy wyglądały przed myciem:
- nierozczesane
- rozczesane
A więc tak, najpierw umyłam włosy szamponem Babydream ( który przeważnie jest obojętny dla moich włosów), następnie w całą długość włosów dokładnie wmasowałam tytułową maskę Frutta.
Po 20 minutach pod ręcznikowym turbanem, włosy dokładnie spłukałam, i poczekałam aż naturalnie wyschną.
Gdy już były prawie suche a delikatnie wilgotne, użyłam mojego aktualnego włosowego trio:
Green pharmacy eliksir ziołowy wzmacniający na sklap - Link do recenzji na moim blogu
Schauma Krem i olejej na długość - recenzja
Avon, olejek marokński - recenzja
Tak wtedy wyglądały:
Następnie włosy rozczesałam Tangle Teezerem:
A więc przyszedł czas na moją pierwszą opinię na temat bohateki dzisiejszego posta:
Maska bardzo fajnie nabłyszcza i wygładza włosy, nadaje jej sprężysztości i sypkości, ale nie nawilża.
Niedługo napewno powiem o niej więcej, możecie też sie spodziewać recenzji maski Kallos.
Pozdrawiam :)
Ciekawe, jak Ci się ona spodoba, ja ją bardzo polubiłam i bez niej nie wyobrażam sobie deszczowych dni. Tylko ten zapach mógłby być inny.
OdpowiedzUsuńNigdy w zyciu o niej nie slyszalam :O dlaczegoooo. Gdzie jest dostępna?
OdpowiedzUsuńJest tej samej firmy co Latte, ja obie kupiłam w sklepie fryzjerskim, ale można je też kupić online, a Latte moża dostać w Hebe :)
UsuńO, tej nigdy nie widziałam :D ale skoro nie nawilża to raczej się nie skuszę. Miałam latte i była dobra, ale szału nie robiłam.
OdpowiedzUsuńDodaję i pozdrawiam :)